Kiedy pięć lat temu wyjęłam pierwsze kredki i pokazałam
Jadzi jaką frajdą może być kolorowanie, nie mogłam się doczekać kiedy jej
arcydzieła będę kolekcjonowała w teczce. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że czeka
ją długa droga do odważnego i przede wszystkim świadomego malowania,
kolorowania bądź rysowania.
Kiedy maluch zaczyna malować cieszymy się z pierwszej
pogryzmolonej kartki. Następnie przepełnia nas duma kiedy pierwszy raz podaną
kolorowankę świadomie „pokoloruje”. Jjednym kolorem. Po czym tłumaczymy aby
wzięło różne kolory by rysunek był kolorowy. Kiedy już opanuje sztukę
kolorowego rysowania tłumaczymy, że nie należy wychodzić za linie. Uczymy
pierwszych łatwych rysunków i zachęcamy by starało się odwzorować. Kolejnym krokiem jest pokazanie różnych
narzędzi, którymi możemy malować. Kredki ołówkowe, świecowe, farby, ołówek,
flamastry, kolorowe długopisy bądź
zakreślacze. Niby pokazywałam, tłumaczyłam i poszerzałam jej wizję malowania.
Mimo wszystko czułam, że to za mało. Chciałam pokazać, że malowanie jest zabawą
nie mającą sztywnych reguł. I tak zaczynając od początku pokazywałam jej różne
sposoby kolorowania. Temperując kredki świecowe i palcami rozcierając.
Kolorowanki malowałyśmy robiąc kolorowe linie wzdłuż konturów postaci. Zamiast
pędzelków używałyśmy własnych palców lub pałeczek do uszu. Odciskałyśmy stopy, dłonie,
kolana oraz łokcie na kartce. Flamastrami kolorowałyśmy kamienie, chusteczki,
kostki lodu oraz stare koszulki. Rysowałyśmy tatuaże na skórze oraz obrazy na
ścianach. Rozcierałyśmy plastelinę na kartce, a także rozmazywałyśmy kleje
brokatowe. Następnie doszły sypkie brokaty, cekiny, naklejki, bibuła, gazeta
jak i przyklejanie kawałków materiałów, włosów swoich i sztucznych oraz
obierków z natemperowanych kredek.
Czy przy tym bawiłam się razem z Jadzią? Oczywiście! Czy
lubiłam brudzić się i wygłupiać razem z nią? Jasne, że tak. Oczywiście były
chwile kiedy sprzątanie trwało godziną czasu. Były momenty kiedy chciałam
powiedzieć „dosyć”, usiądź sama i pokoloruj kolorowankę „normalnie”. Nie raz
pewnie starałam się narzucić swój sposób bądź przekonać ją by robiła to po mojemu
aby potem było mniej sprzątania. Jednak kiedy teraz patrzę na jej rysunki, w
których jest jej „dokładność” i wizja. Jak widzę jak kreatywnie potrafi użyć
przedmiotów, w zasięgu jej wzroku by stworzyć coś niesamowitego, to uśmiecham
się sama do siebie. Cieszę się, że po drodze nie zwątpiłam. Jestem dumna z siebie,
że nie narzuciłam Jej swojej wizji i nie wmówiłam, że malować można tylko w
dany sposób. Nie zabiłam w Niej czegoś istotnego- wyobraźni.
Super, że wytrwałaś w swoich postanowieniach. Rysunek naprawdę robi wrażenie. Widać, że Jadzia ma rozwiniętą wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńwróciłaś :)
OdpowiedzUsuń