"100 pierwszych słów" jest książeczką dla najmłodszych. Dzięki temu, że ma duży format, twardą oprawę i grube kartonowe kartki oraz kolorowe rysunki śmiało mogłabym stwierdzić, że będzie idealnie się nadawała dla Kacprowego.
Książkę dostaliśmy w prezencie. Kacprowy dzielnie przewracał każdą stronę po kolei przyglądając się rysunkom. A ja razem z nim. I śmiało mogę powiedzieć, że widziałam lepsze. Książki tego typu powinny mieć obrazki ukazujące proste pierwsze słowa. Proste obrazki. Bez udziwnień i słów abstrakcyjnych. Bo po co tak małemu szkrabowi wiedzieć co to jest prostokąt lub trójkąt?! Najpierw niech zapamięta jak wygląda krówka lub pieniążek. Swoją drogą ukazanie trójkąta jako dach w domu jest nietrafionym pomysłem. Kiedy tłumaczę Kacprowemu, że dach jest trójkątem to mam wrażenie, że patrzy na mnie zdziwiony i zniesmaczony tym co mówię. Podobnie jest z banknotem który ma kształt prostokąta.
Poza tym ukazanie w obrazkach kolorów jest według mnie równie nie trafione co kształty. Przykładem mogą być kalosze. I to nie byle jakie bo różowe. Albo fioletowy dinozaur. Kolory w obrazkach powinny być tak dobrane ażeby zawsze dana rzecz kojarzyła się z kolorem. Przykładem może być słońce- żółte. Trawa- zielona. Brokuł- zielony. Pomidor- czerwony. Niebo-niebieskie. Woda- niebieska.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to... że Kacprowy ją uwielbia. Gdybym była w sklepie i zastanawiała się czy ją kupić to pewnie odłożyłabym ją na miejsce i poszukała innej, ciekawszej. I to pewnie byłby mój błąd. Dlatego też nie polecam ani nie odradzam. Zdecydujcie sami. Ja zadowolona z książki nie jestem natomiast Kacprowy jak najbardziej!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMojemu Hubisiowi bardzo się ta Wasza książeczka podobała!
OdpowiedzUsuń