01 grudnia 2013

Cóż to był za tydzień

Tydzień czasu spędziliśmy w domu. I nie dlatego, że mama sobie tak wymyśliła. O nie! Siedzieliśmy w domu gdyż Kacprowy zachorował. Odwiedziło go zapalenie krtani plus nocne kłopoty z oddychaniem. Z Jadzisławą przeszłam wiele takich "akcji". Ona jest alergikiem więc przywykłam już do bonusów podczas chorowania. Nie odbierzcie tego, żem wyrodna taka. Po prostu kiedy Jadzia choruje wiem kiedy co nastąpi  i widzę bądź słyszę pierwsze sygnały zbliżającego się problemu z oddychaniem. Jestem spokojna gdyż wiem jak zareagować i mogę to zrobić odpowiednio wcześnie. Z Kacprowym sytuacja była o tyle trudna gdyż był to jego pierwszy raz. Leki w domu wszystkie były lecz jakie dawki podać, nie wiedziałam.  U lekarza byliśmy 3 razy!!! Pierwszy raz odwiedziliśmy pogotowie w niedziele. Kaszel szczekający więc wiedziałam, że krtań chora. Lek dobrany. Jednak kolejnej nocy pogorszyło się. Spaliśmy przy otwartych oknach i balkonie coby łatwiej oddychać było młodemu. Rano rodzinny. Dodatkowe wziewne leki. Jadzisławie pomagały od razu... Kacprowemu niestety nie pomogły. Problemy z oddychaniem występowały również w ciągu dnia. Dlatego też zdecydowaliśmy się na lekarza prywatnego. Zaufanego lekarza, który nie raz do Jadźki przyjeżdżał i odpowiednie leki dobierał. Tak było i tym razem. Przyjechała Pani doktor, odpowiednie leki wypisała. Pierwsza dawka podana i wszystko odeszło. I wiecie co mnie denerwuje? To, że żyjemy w takich czasach, w których trzeba zapłacić lekarzowi ażeby dobry lek przepisał. Ręce opadają!!!


Najważniejsze, że Kacprowy już zdrowy. Energia i chęć zabawy wróciły. Mimo to pogoda była krtaniowa (tak ją nazywam bo niska temperatura, deszcz, wilgoć i wiatr za oknem są oznaką dla mnie, że zapalenie krtani nadchodzi) więc postanowiłam nie narażać się na powrót choroby i przesiedzieliśmy w domu cały tydzień. Wychodziliśmy jedynie po Jadzię do przedszkola. Nienawidzę siedzieć w domu. I nie mówię tu o popołudniu spędzonym w czterech ścianach ani o całym dniu. Ja mówię o całym tygodniu. Nie wiem jak Wy ale mnie roznosi. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Siedząc w domu chodzę zamulona. Jestem flegmatyczna, nic mi się nie chce i mam w nosie cały otaczający świat. Jakby te cztery ściany zmieniały mnie w zombi.
Do życia potrzebuje powietrza, otaczających mnie ludzi i akcji :) Tak! Musi się coś dziać żebym wiedziała, że żyje. Mimo, że wymyślam różne zabawy w domu coby dzieciom się nie nudziło i czas szybko leciał, to z każdym kolejnym dniem powietrze ze mnie uchodzi... Cieszę się, że tydzień już minął. Jutro poniedziałek. Nowy tydzień, nowe perspektywy,nowe wyzwania i kontakt z ludźmi :) Włączyło mi się ssanie... ssanie na kontakt ludźmi. Nie to żebym nie doceniała tych dwóch ludków, z którymi mogę odbyć konwersację na poziomie... czasami również wysłuchać monologu Jadzi. O nie! Doceniam i wielbię takie momenty. Jednak mimo wszystko potrzebuję kontaktu z ludźmi, dorosłymi ludźmi :)

A oto nasz tydzień w zatrzymany w obiektywie Nokii Lumii :)



A wy jak sobie radzicie jak musicie siedzieć w domu? Wariujecie czy wyciszacie się i korzystacie?

2 komentarze:

  1. zastanawiam się nad zakupem Nokii Lumi. Polecasz?
    Głównie na zdjęciach mi zalęzy żeby robiła przyzwoite w róznym świetle...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi tez zależało na jak najlepszym aparacie. Wzięłam lumie i powiem Ci, że jestem zadowolona. Zdjęcia robi dobre. Plus jest możliwość automatycznego poprawienia. Ja polecam ją. Z jedną uwagą, że telefon mam już rok...jak i nie ponad rok. Dowiedź się czy nie wyszedł telefon z jeszcze lepszym aparatem.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że jesteś!
Twoje zdanie jest dla mnie ważne dlatego jeżeli chcesz je wyrazić nie krępuj się :)