10 września 2013

Rodzeństwo

Jestem jedynaczką marzącą o rodzeństwie. Niestety rodzice postanowili inaczej... I dlatego kiedy byłam w ciąży z Jadźką wiedziałam, że Młoda rodzeństwo mieć będzie! Nie ma to tamto, kolejne dziecko musi być! Wtedy jeszcze nie zastanawiałam się co robić, jak się zachowywać żeby dzieciaki siebie lubiły, szanowały i pomagały. Myślałam, że tak po prostu jest. NAIWNA JA! Kiedy stałam się ponownie "ciężarówką" większą uwagę zwracałam na rodzeństwa- jak szłam do sklepu, jak byliśmy na placu zabaw nawet jak jechaliśmy autobusem. Moje zaskoczenie było ogromne bo wszystkie rodzeństwa kłóciły się ze sobą, biły, wyzywały, a rodzice... miałam wrażenie, że cokolwiek nie zrobiliby to dzieciaki mimo iż nie biły się i nie przezywały to zgody między nimi nie było. Co więcej miałam wrażenie, że jedno zawsze czuło się pokrzywdzone. Zaczęłam się wtedy zastanawiać jak łagodzić sytuacje, kiedy interweniować i co zrobić żeby rodzeństwo się kochało. 

Wiedziałam, że przyjście na świat nowego członka rodziny wywróci mój świat do góry nogami, nie mówiąc już o świecie Jadzi. Żyła sobie tak przez trzy lata otoczona miłością i uwagą całej rodziny, aż tu nagle w jednej chwili miał do naszego domu przyjść jej brat. Co więcej musiała go jeszcze kochać! Zadanie nie takie łatwe jakby się to mogło wydawać. Zaczęłam więc szukać książek psychologicznych i pedagogicznych o rodzeństwie (Uwierzcie mi jest w czym przebierać). I tak czytałam i czytałam i czytałam... aż któregoś dnia kiedy brzuch mój zaczynał być widoczny postanowiłam zacząć rozmowę o dzidziusiu. I tak kupiłam książeczki dziecięce, w których jest mowa o rodzeństwie. I rozmawiałam z nią. Nie robiłam tego nachalnie ale co jakiś czas. Opowiadałam jej jak to będzie kiedy zacznę rodzić i z kim wtedy zostanie. I umówiłyśmy się, że razem z tatą przyjdzie po mnie i brata do szpitala. Miałam to szczęście (chyba raczej Jadzia miała), że miałam ustalony termin wywoływania porodu (Młody się do nas nie spieszył ;)) i uważam iż dobrze się stało. Wstaliśmy rano... no dobra zaspaliśmy... zamiast spokojnego poranka był dziki szał i pośpiech. Aczkolwiek odprowadziłam Jadzię do szpitala i opowiedziałam jej jeszcze raz, że dziadek po nią przyjdzie po przedszkolu i jak mama urodzi Kapsla (nie potrafiła wymówić Kacper :)) to tata przyjedzie do dziadka po nią. Wszystko super, pięknie.

Urodziłam zdrowego i dużego chłopaka... przyszedł dzień, w którym tak jak obiecaliśmy Jadzia z tatą przyszli po nas do szpitala... Nigdy nie zapomnę tego momentu. Otworzyły się drzwi i do środka weszła moja mała dziewczynka (choć wtedy wydała mi się TAKA WIELKA) przestraszona, speszona... nie wiedziała czy może podejść do mnie, czy może coś powiedzieć. Pamiętam jak łzy napływały mi do oczu i jak ciężko było mi wydusić z siebie jakiekolwiek słowo... Po chwili zawołałam ją do siebie i mooocno wyściskałam, mówiąc przy tym jak bardzo za nią tęskniłam. Przedstawiłam jej brata... bez nacisku że ma się przywitać, dać buzi, dotknąć... Patrzyła na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, w których widziałam niepewność... niepewność o to co teraz będzie... Po powrocie do domu Jadzia dostała prezent od brata (jak byłam w ciąży powiedziała do brzucha co chciałaby dostać), a Kacprowy dostał  rysunek od siostry. Pamiętam, że tego wieczoru siedziałam i szukałam różnych informacji... Nie wiedziałam, że tego dnia cały mój światopogląd na temat rodzeństwa, ich relacji oraz uczuć się zmieni... Już teraz nie pamiętam czy znalazłam to w książce, czasopiśmie czy może w internecie... Nie napiszę tego słowo w słowo jak było... Przekaże Wam tylko to co zapamiętałam...

Żyjesz w związku małżeńskim. Masz męża, którego kochasz całym sercem. Twój mąż odwzajemnia to uczucie. Jesteście szczęśliwi, jest wam dobrze razem. Pewnego dnia przychodzi po pracy mąż i oświadcza: "Kochanie kocham Cie całym sercem. Jest mi bardzo dobrze z Tobą...jest mi cudownie z Tobą... jest mi aż tak dobrze, że postanowiłem mieć drugą żonę. Zobaczysz jak fajnie jest mieć drugą żonę. Jak mnie nie będzie to będziesz miała z kim porozmawiać. Będziecie dzielić się obowiązkami, chodzić razem na zakupy. Zobaczysz będzie super... Nastał ten dzień kiedy mąż zjawia się z nową żoną... Spacerujecie razem po parku... spotykacie znajomych, którzy pytają Twojego męża jak się Wam układa, czy dogadują się żony między sobą?!Po czym zwracają się do nowej żony chwaląc jak pięknie wygląda, jaki ma śliczny uśmiech i pytając się jej czy stara żona dba o nią. Po czym zwracają się do mnie z lawiną pytań: czy opiekuję się nową żoną, czy rozmawiam z nią, wychodzę na zakupy, czy pomagam jej, czy kocham ją, czy nowa żona jest miła itd itd.
Poczułyście to? Bo ja potrafię się w czuć w taką rolę i za każdym razem jak sobie to przypominam czuje się źle... To teraz wyobraźcie sobie że ta stara żona to nasza córka/syn... Jak źle musi się czuć kiedy wszyscy wokoło zadają takie pytania...kiedy pytają tylko o to drugie...
Kiedy uświadomiłam to sobie postanowiłam, że nie pozwolę żeby Jadzia się tak czuła. I tak, poprawiam kogoś jak pyta się Jadzi czy opiekuje się bratem (Jadzia jest siostrą a nie opiekunką!). Nigdy nie poprosiłam Jadźki ażeby podała mi coś podczas przebierania Młodego. Nigdy nie kazałam żeby bawiła się z bratem. Szanowałam i szanuję jej przestrzeń. Kiedy prosi mnie żebym zabrała Kacprowego bo chce się pobawić a on jej przeszkadza szanuję to i zabieram go. Kiedy chce pobawić się tylko z tatą lub tylko ze mną organizujemy tak czas żeby mogła mieć nas na wyłączność. Kiedy prosi abym poczytała jej/przytuliła robię to. Kiedy chce abym położyła ja pierwszą spać -zgadzam się (Młody wtedy biega po podłodze a ja siedzę przy niej trzymając ją za rękę i śpiewam aż zaśnie). Nie mówię, że zawsze tak jest bo mając dwójkę dzieci trzeba nauczyć się spełniać ich potrzeby (nie mylić z zachciankami!). Ważne jest żeby podczas bójki, przepychanki lub kiedy coś się stanie niechcący zająć się najpierw "pokrzywdzonym". Bo to on w pierwszej kolejności potrzebuje naszej uwagi i miłości. Nigdy nie użyłam argumentu "bo on jest jeszcze mały". Trzeba od początku ustalić reguły. Jeśli w domu panuje zasada: "Nie wyrywamy nikomu nic ręki" to znaczy, nie robię tego ja, nie robi tego tata, nie robi tego Jadźka jak również nie pozwalamy na to Kacprowemu (tak pomimo tego, że jest mały) Nie chodzi o to by traktować dzieci tak samo gdyż nie ma takich samych dzieci, każde dziecko jest inne... Nie starajmy się kochać dzieci tak samo, po równo. Tak się nie da! Kochajmy je po swojemu. Ja Jadzię kocham jak Jadzię a Kacprowego kocham jak Kacprowego. Nie porównujmy ani dzieci ani miłości do nich. To są dwa zupełnie różne istnienia i dwa zupełnie różne uczucie. Nie są gorsze, nie są lepsze... są po prosty inne. Nie dzielmy rzeczy/ jedzenia po równo- dzielmy je według potrzeb. Dorzućmy do tego trochę empatii i wspólne życie zaczyna być łatwiejsze, a tym samym relacje między rodzeństwem są lepsze...
Ja mogę powiedzieć śmiało (i mówiłam to już nie raz), że mam wspanialszą i bardzo mądrą córkę. Zazdroszczę sama sobie takiej. Nie jest idealna bo ideałów nie ma, jest sobą i to mi w zupełności wystarczy...
A mój syn jest cudowny taki jaki jest...
 Kiedy patrzę jak się razem bawią- serce mi rośnie. Gdy widzę jak Młoda opowiada mu książeczkę a Młody siedzi wpatrzony w nią i z uśmiechem na twarzy jej słucha- na mojej twarzy pojawia się uśmiech i mogłabym tak siedzieć i patrzeć godzinami. Kiedy Kacprowy widząc rano Jadźkę raczkuję do niej na łóżku najszybciej jak się da, po czym rzuca się na nią i otwiera buzie do całowania a Iga odwzajemnia buziaki i mówi kocham Cię- łzy napływają mi do oczu...
Ten wpis jest dla nich... żeby wiedzieli, że kocham ich... każdego na swój indywidualny sposób ...


4 komentarze:

  1. się wzruszyłam!
    mądra z Ciebie babeczka!

    OdpowiedzUsuń
  2. piekny wpis...az oczy mi sie spocily. podpisuje sie pod tym,bo wiem ze to wcale nie takie latwe wychowywac w milosci i szacunku a jednoczesnie zachowywac przestrzen Starszaka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie to napisałaś, a przykład z mężem i drugą żoną genialny. Karola kurde jeszcze 10 lat temu byłyśmy w jednej szkole, nie myśląc za bardzo jak nasze życie będzie wyglądało. Twój wpis wywołuje potrzebę zastanowienia się nad priorytetem w życiu. Nie mam jeszcze dzieci i cholernie się tego boję. Ale też jestem jedynaczką (zresztą jak mój mąż) i wiem jaki to ból. Dlatego również dawno dawno temu postanowiłam, że będę miała dwoje dzieci. Na razie nie umiem przekonać się do jednego. Imponujesz mi tym wpisem. Tym, że masz tyle siły, żeby wychowywać je mądrze i z miłością ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki dziewczyny :) Monia swoje dzieci to co innego niż czyjeś...po urodzeniu dziecka świat się zmienia... nie mówię że na dobre czy na złe, staje się po prostu inny, z każdym dniem ciekawszy ;) Ja wierze w to, że pierwsze lata życia sa najważniejsze. Poza tym na szacunek trzeba sobie zasłużyć... nie tylko dorosłego ale i dziecka...

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że jesteś!
Twoje zdanie jest dla mnie ważne dlatego jeżeli chcesz je wyrazić nie krępuj się :)