30 października 2013

Okazało się, że jestem uzależniona...

Nie mam telefonu! To znaczy mam ale nie działa. Znaczy się działa ale jakby nie działał. A mianowicie zasięgu brak. Nie ma! I znaleźć go nie mogę... A wszystko zaczęło się wczoraj wieczorem kiedy to położywszy dzieci spać sięgnęłam po telefon ażeby wykonać telefon do koleżanki. Okazało się, że nie mogę ani do niej, ani do NieMęża... do nikogo! PANIKA! Dosłownie. Bo jak to?! Nie mam kontaktu ze światem, a świat nie ma kontaktu ze mną... I co teraz? Co robić? A przede wszystkim jak żyć? Myśli przelatywały przez głowę. Oczywiście było też kilka strasznych wizji (sama z dwójką dzieci w domu przy lesie, bez możliwości powiadomienia kogokolwiek...). Wyobraźnię wyłączyłam i podeszłam do sprawy spokojnie... a więc wzięłam kąpiel, książka w dłoń i odpoczywałam...

 Dziś rano się budzę i ... dalej nie mam zasięgu. I tu zaczęłam panikować! Jak to w ciągu dnia nie mieć telefonu, kontaktu z ludźmi?! W domu cisza... nikt nie dzwoni... nikt nie wysyła smsów. Już ominę fakt, że akurat dziś musiałam kilka telefonów wykonać (złośliwość rzeczy martwych!). Doszło do mnie, że jestem uzależniona od telefonu! Mogę z niego nie korzystać ale muszę wiedzieć, że w każdej chwili jest do dyspozycji. Kiedyś telefonów nie było albo był jeden w domu (stacjonarny) i problemu nie było. Dzieciaki wiedziały gdzie się znaleźć. Dorośli nie dzwonili i nie pisali do siebie z duperelami. Co więcej nie wisieli godzinami na telefonie z czystej przyjemności rozmowy z koleżanką (tak jak ja to robię) i byli szczęśliwi. Zorganizowani. Bo chyba o organizację tu chodzi bardziej. Kiedy nie ma się kontaktu ze światem (tak jak ja dziś!) to pewne rzeczy musiałam ustalić z moim NieMężem rano. I nie wchodzi w grę zmiana planów lub ich przesunięcie bo niby jak się powiadomimy o tym? Człowiek jest wtedy punktualny, słowa dotrzymuje i nie kombinuje. Rano decyzję się podjęło, plan dnia poukładało i tyle... Taaa... problem w tym że ja już nową wizje dzisiejszego dnia mam (a nie mam jak poinformować o tym NieMęża mego)... I chodzę jak głupia co chwile do telefonu i sprawdzam czy zasięg wrócił. Wyłączam i włączam telefon i nic. Zasięgu dalej nie mam. I co teraz? Podobno pierwszym krokiem do walki z uzależnieniem jest przyznanie się samej sobie że jest się uzależnionym i powiedzenie tego głośno. A więc mówię:

JESTEM UZALEŻNIONA OD TELEFONU KOMÓRKOWEGO!


... i wcale nie jest mi z tym lepiej!

2 komentarze:

  1. hehe i ja i ja się wpisuje na listę uzależnionych ;) to przecież zawsze z mojego powodu zawracamy do do domu.. bo wtedy to panika karze mi krzyczeć: " gdzie mój telefon??" a potem okazuje sie był nie w tej przegródce torebki co zwykle..tylko on za każdym razem jest w innej to co ja tu pisze ..{ jak zwykle}

    OdpowiedzUsuń
  2. Karola, mam to samo! Nie dopilnowałam telefonu i Hubis zaślinił mi go na amen. Nie uwzględnili mi gwarancji, stwierdzając obecność cieczy i przez dwa dni byłam odcięta od świata. Płakać mi się teraz chce na myśl o tych wszystkich smsach z dnia narodzin Hubisia, jakie wymieniłam z leżącym wtedy w innym szpitalu mężem, na myśl o zdjęciach, notatkach, wierszach, pozapisywanych datach... Nie jesteś sama, ja tez jestem uzależniona od telefonu komórkowego. Może zgłosimy się we dwie na jakiś odwyk :-)?

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że jesteś!
Twoje zdanie jest dla mnie ważne dlatego jeżeli chcesz je wyrazić nie krępuj się :)